Rozdział I
Piękno lasu
– Daleko jeszcze? Gdzie idziemy? Mamo… Nudzi mi się! – bez przerwy wyła w samochodzie Mandy.
– Zamkniesz się wreszcie?! – wysyczałam jak żmija i kopnęłam ją w kostkę. Ona odwdzięczyła się kuksańcem w brzuch i w jednej chwili zaczęłyśmy się gryźć, bić, kopać i szczypać .
– Hej! Spokój tam! – wrzasnęła mama z za kierownicy. – Jesteśmy już prawie na miejscu. Zapominając o kłótni obie się odwróciłyśmy i spojrzałyśmy przez okno. Moim oczom ukazały się góry, piękne, piętrzące się w słońcu.
– A więc góry, tak? – zagadałam zadowolona. W końcu wspinaczka była jedynym akceptowanym przeze mnie wysiłkiem fizycznym. W odpowiedzi mama się tylko roześmiała, tym razem chyba szczerze. Siostrze nie za bardzo spodobał się ten pomysł ale jakoś nie za bardzo obchodziło mnie jej zdanie. Mama też wyjątkowo była nieubłagana i nie zmieniła swoich planów przez jej kaprysy. Ogarnięta euforią spowodowaną malowniczym widokiem za oknem ,zapomniałam o szokujących wiadomościach. W radiu leciały popowe kawałki z lat 90-tych,przepiękny, górski krajobraz wspaniale prezentował się w słońcu, a moja siostra obrażona na cały świat wreszcie siedziała cicho. Nie mogło być lepiej! Jechałyśmy jeszcze kawałek ,aż mama zatrzymała się na parkingu w jakimś małym miasteczku.
- Widzisz ten szczyt? O tam, patrz na lewo. Widzisz? – radośnie zagadywała mnie mama, gdy już wysiadłyśmy z auta. – Tam jest nasze schronisko, więc albo tam dotrzemy, albo prześpimy się gdzieś w krzakach- wypaliła ironicznie. Nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem, mama poszła w moje ślady i już po chwili wszyscy przechodnie wpatrywali się w nas ze zdziwieniem jak w nowy obiekt muzealny. Bachor natomiast w przeciwieństwie do naszej dwójki zaczął płakać. Tupała, wrzeszczała i robiła awantury. Wizja włóczenia się przez trzy dni po górach, zamiast oglądania musicalów w telewizji ewidentnie nie przypadła jej do gustu. Wyjęłyśmy z bagażnika plecak z prowiantem i wcisnęłyśmy Mandy, ja niosłam już większy i cięższy z ciuchami i innymi bzdetami potrzebnymi na kilkudniową wycieczkę, a mama niosła najbardziej obładowany, z resztą rupieci nie mieszczącymi się w pozostałych plecakach. Wędrówka była ciężka, głównie przez narzekania Mandy i straszliwy upał. Szłyśmy kilka godzin oczywiście z licznymi przerwami, na szczęście dotarłyśmy do schroniska jeszcze w porze obiadowej. Całe czerwone, spocone zadyszane i zmęczone wzięłyśmy klucz i poszłyśmy do pokoju. Był niewielki, przy jednej ścianie stało łóżko, po przeciwnej stronie ,drugie, a w osobnym, mniejszym pokoiku oddzielonym jedynie kawałkiem ściany, znajdowało się trzecie. W większym pomieszczeniu znajdowała się jeszcze duża szafa i trzy komody niewielkich rozmiarów. Była też oczywiście łazienka składająca się z umywalki i ubikacji, ponieważ jak już wcześniej się dowiedziałyśmy, prysznice były wspólne dla całego schroniska, gdzieś na piętrze. Całość nie wyglądała tak źle, nie potrzebowałam zbytnich wygód, a poza tym w schronisku miałyśmy tylko spać i jeść, całymi dniami miałyśmy być gdzie indziej. Bez większego namysłu usiadłam na pierwsze łóżko znajdujące się najbliżej mnie i położyłam się na nim wygodnie.
– Tylko trochę tu poleżę, zaraz zacznę się wypakowywać. – wydukałam po cichu i zamknęłam oczy. Byłam naprawdę padnięta. Ledwo uspokoił się mój oddech, zaraz ciśnienie musiała podnieść mi siostra.
-O nie, złaź stąd! –wrzasnęła. Otworzyłam oczy, podniosłam głowę i zauważyłam, że ona siedzi naprzeciwko mnie wypakowując swoje rzeczy.
– O co ci chodzi kretynko?! Nie możesz już tam zostać?! - odwzajemniłam się idiotycznie głośnym krzykiem. Mama zaraz zaczęła nas uspokajać i starała się dojść o co w tej kłótni chodzi. Okazało się, że zdaniem mej ukochanej siostrzyczki, mam udać się do oddzielnego pokoiku, i tam samotnie spędzać czas bo ona chce spać w jednym pomieszczeniu z mamusią. Próbowałam walczyć o swoje, chciałabym dzielić pokój z mamą chociażby po to by zaspokoić swoja ciekawość i dowiedzieć się czegoś więcej o zaistniałej sytuacji w konfrontacji sam na sam. Oczywiście jednak to ja przegrałam kłótnię, wredota wygryzła mnie z łóżka swoimi sztucznymi łzami, a później z zadowoleniem pokazała mi język kiedy opuszczałam pokój.Nie wytrzymałam tej zołzy i w odpowiedzi zobaczyła mój środkowy palec wystawiony w jej kierunku. W ten oto sposób rozpoczęła się kolejna kłótnia, ale może to pominę. Zapadł wieczór. Ja spokojnie leżałam w swoim osobnym pokoju i wpatrując się w okno, wciąż rozmyślałam o tym co usłyszałam na kanele informacyjnym. Widocznie skrzące się na niebie gwiazdy, uznały za stosowne przypomnieć mi zaistniałą sytuację. Nie potrafiłam zebrać myśli, głowa pękała mi w szwach od ich nadmiaru. Spojrzałam jeszcze raz na otaczającą mnie naturę z niewielkiego okna i postanowiłam się przejść. Już po cichu planowałam jak przekonać mamę do mojego pomysłu, jednak okazało się to zbędne, bo kiedy podeszłam do jej łóżka, zobaczyłam, że już spała. Mandy też spała. Kluczyk do pokoju leżał spokojnie na stole. To była szybka decyzja, porwałam klucz i skradając się, po cichu wyszłam z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Na dworze było pięknie, nieliczni już tylko turyści, przechadzali się w pobliżu budynku. Ja początkowo też wędrowałam wokół schroniska, jednak las w oddali tak bardzo kusił mnie swym pięknem. Przez wielkie korony drzew tylko nieliczne promienie księżyca oświetlały mi wąską ścieżkę. Zapach deszczu unosił się wokoło, było wspaniale. Szłam pewnym krokiem pogrążona w myślach, już nie tylko na temat tajemniczych samobójstw ale i o mamie, o mojej rodzicielce, która przechodziła ciężkie chwile, a ja zamiast ją wspierać kłóciłam się z jej córką. Mokre łzy zagościły w mych oczach i mimo braku pozwolenia, bezwiednie płynęły po mych policzkach. Wkrótce ta niewinna przechadzka zamieniła się w jedną wielką refleksję na temat mojego życia. Szłam z głową spuszczoną ku dołowi i zapominając o otaczającym mnie świecie, wciąż brnęłam na przód. Szłam już kilka minut, zastanawiając się, jak to jest, że mimo nie uwagi poświęconej drodze, jeszcze w nic nie wpadłam. Bóg widocznie usłyszał moje myśli i postanowił się zabawić mym kosztem, rzucając mi pod nogi kłodę, a raczej chatkę… Drewnianą, nie wielkich rozmiarów, obrośniętą jakimś zielskiem chatę, która zaliczyła mocne zderzenie z moim czołem. Pocierając bolącą głowę, przyglądałam się z uwagą, temu dziwu. Przez skąpe oświetlenie nie dostrzegłam zbyt wiele, jednak ewidentnie była opuszczona. Cofnęłam się o kilka kroków i rozejrzałam dookoła. Nie wiedziałam gdzie jestem, droga ,którą szłam cały czas, nagle uciekła mi spod stóp. Stałam w ciężkim szoku, próbując opanować nerwy.
- Gdzie ja jestem… - szeptałam po cichu, jakby licząc na to, że ktoś mi odpowie. Zaczęło kręcić mi się w głowie, przed oczami miałam mroczki. Słabłam, nie wiedziałam co się dzieje… Las, który wcześniej był moim schronieniem przed otaczającym mnie światem, teraz stał się moją zgubą. Było cicho, a jednak słyszałam w głowie szepty, dziwny szmer ,jakby nie w tym języku. Coś zaczęło mnie ciągnąć do chaty, coś zmuszało mnie do wejścia, byłam zupełnie osłabiona i nie miałam sił na to by walczyć z tym nowym uczuciem. Poddałam się, weszłam do środka.
*********************************************************************************
Od autorki:
Na głowię mam teraz wiele spraw i sądzę, że nowy rozdział pojawi się nie wcześniej niż w ten weekend.
********************************************************************************
Na moim blogu pojawiła się nowa strona: "postacie". Będę tam zamieszczać proste wizerunki najważniejszych bohaterów, do stworzenia ich będę wykorzystywać aplikację "uface".
*********************************************************************************
Gorąco zachęcam do komentowania! Napisz co myślisz o moich wypocinach. Przyjmuję krytykę, byle uzasadnioną! Proszę też byście wzięli udział w ankiecie znajdującej się na końcu strony.
Kocham was ludzie, dzięki za wsparcie! ;)